Duszka
DUSZKA, czyli parę słów o moim tacie.
Mój tata nauczył mnie pływać.
Jak?
Szliśmy wzdłuż basenu na wczasach w Podczelu, a on po prostu popchnął mnie do wody, głębokiej na 4 metry. Myślałam, że już po mnie, ale wypłynęłam.
Mój tata odbierał mnie do końca czwartej klasy ze szkoły lub z domu pradziadków. Raz (a może i nie raz), odebrał mnie na rowerze. Miał bardzo podejrzanie dobry humor, jechał
brawurowo, podnosił nogi na wysokość kierownicy, a ja umierałam ze strachu, że spadnie,
uderzy się, że mu się coś stanie.
Mój tata pokazał mi, że zabawa to turlanie się po podłodze, łaskotanie, toczenie walk, siłowanie się.
Mój tata był odważny, stawiał się, choć miał zaledwie 172 cm wzrostu, zawsze wydawał mi się wielki, przez tę swoją postawę, gotową do ataku, jeśli będzie trzeba bronić swego i swoich.
Mój tata miał piękne kręcone włosy i nigdy ich nie stracił, nawet jako starszy pan miał kręcone
kędziorki wokół uszu i skroni. Mama mi opowiadała, że kiedy się urodziłam byłam do niego
podobna jak dwie krople wody i nawet miałam takie małe falowane pejsy koło uszu.
Mój tata poznał swojego ojca, kiedy miał sześć lat. Dziadek Wilhelm poszedł na wojnę, kiedy
babcia była w ciąży, wrócił siedem lat później.
Gdzie był przez te lata? W Norwegii…
Mój tata, w chwilach czułości, mówił do mnie „Duszko”. Zdarzało się to niezwykle rzadko i
czasami nawet wydaje mi się, że to się nie wydarzyło… A jednak przypomniałam sobie o tym,
słuchając Jamesa w programie telewizyjnym „The voice senior”, śpiewającego Roda Stewarda
„I don’t want to talk about it, how you broke my heart. If I stay here a little bit longer, if I stay here just a little bit longer…” – „Nie chcę teraz mówić o tym, jak złamałeś mi serce. Jeśli zostane tutaj odrobine dłużej, jeśli zostanę…”.
Nie wiem, dlaczego właśnie to skojarzenie, w tej chwili, ale myślę sobie, że tak właśnie
odczuwalna jest więź. Jest nieracjonalna, nie da się jej wytłumaczyć, uzasadnić, zrezygnować z niej, wymazać, zaprzeczyć, nawet jeśli po drodze zostało złamane serce, raz, czy wiele razy.